Do tej pory radziłem sobie ze scenariuszami ceremonii ślubnych. Wiedziałem jakie momenty następują po sobie, gdzie i jak się ustawić by chwytać najważniejsze chwile. U D&D nauka poszła w las... Zresztą -jak się okazało- nie tylko w moim przypadku. Chór gospel, kwartet smyczkowy, kazanie w czterech językach i liczne standing ovation gości przerosły również księdza, który przerywał mszę nie wiedząc o sso chozi :)
Ale spokojnie, zemsta jest słodka!
Goście weselni od plenerowej niedzieli 17-go maja, będą kojarzyć nasz kraj (oprócz bólu głowy po tradycyjnym "nastarofie!") również z walniętymi fotografami :)
Słysząc teksty analogiczne do tytułu niniejszego wątku odnoszę wrażenie, że obcokrajowcom przyzwyczajonym do suszenia cheeeeez-zębów, łatwo nie było :)
mała prezentacja
Dominika&Dinis from Marcin Bublewicz on Vimeo.
W kwestii ściany, która dzieliła D&D w czasie błogosławieństwa -
Młodzi postanowili, że w pełnym rynsztunku zobaczą się dopiero przed ołtarzem.
Efekt był piorunujący ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz