wtorek, 20 stycznia 2009

Latarnik

Składamy się z cieni i świateł. Jak fotografie.
To ich kombinacje/ proporcje -równie unikalne jak odcisk palca- są odpowiedzialne za to jacy jesteśmy; ile dobra jest w nas.
Czy możemy składać się z samych świateł lub samych cieni? Odpowiedź jest prosta: NIE.
Rodzimy się w skali szarości, w totalnej świetlanej równowadze. Dopiero z czasem Czynniki (zależne i niezależne od nas) sprawiają, że owa równowaga ulega coraz większym zachwianiom. Życiowe doświadczenia determinują dysonans.
Co ważne, proporcje nigdy nie są na tyle rozkołysane by nie można ich było odwrócić.
Człowiek "dobry" zawsze jest nieszczęśliwym posiadaczem ciemnych zakamarków duszy. Ten na wskroś zepsuty i zły ma wystarczające (choć uśpione) pokłady jasności by rozświetlić wewnętrzny mrok.
Przekleństwo naszych czasów polega na tym, że brakuje osób, które pomogłyby ową świetlaną energię wyzwolić. Brakuje Latarników.





niedziela, 11 stycznia 2009

Fire walk with me

Sesja foto zrealizowana 4 stycznia w pałacu w Rybokartach. Z założenia glamour, w efekcie trochę Linchowa.
Fajna zabawa, sporo nauki i zdobytego doświadczenia (jak by nie było, pierwsze eksperymenty ze studyjnym oświetleniem...)
Dzięki uprzejmości Gospodarzy wykorzystaliśmy chyba wszystkie możliwe pomieszczenia (łącznie z niewysprzątanym pokojem, który hotelowi goście opuścili chwilę przed nami ;)
W roli cierpliwej modelki: Agnieszka.








i trochę bekstejdżu :)



czwartek, 8 stycznia 2009

Muse, Porcupine Tree, Coma, Lao Che

Co mają ze sobą wspólnego? Otóż dla mnie stanowią muzyczne podsumowanie roku 2008.
Wiele przeróżnych dźwięków przewijało się każdego dnia przez ostatnich 12 miesięcy, ale te cztery rzeczy wracały do mnie jak bumerang. To dzięki nim mrówki chodziły mi po plecach, dzięki nim miałem łzy w oczach i obolały narząd słuchu :)
A więc po kolei: MUSE "HAARP" - czyli zapis koncertu, który odbył się na stadionie Wembley w czerwcu 2007 roku.
O Muse przeczytałem kiedyś, że jest jednym z najlepszych koncertowych zespołów na świecie. Nie ma w tym ani kszty przesady. Energia jaką wyzwala Matthew Bellamy z dwójką kolesi z zespołu porównywalna jest jedynie z ładunkiem transportowanym przez Enola Gay.
Zespół przede wszystkim koncertowy i dlatego od koncertów proponuję rozpocząć fascynującą znajomość z Muse. A później...? Później niech przyjdzie czas na Black Holes and Revelations, Absolution, czy Origin of Symmetry (dokładnie w tej kolejności :)







Kolejni Wielcy. COMA... Nie zawaham się użyć określania NAJWIĘKSI jeśli chodzi o polskie podwórko rockowe. Liryka, muzyka, nastrój - wszystko z polotem, finezją, najwyższej próby. Bardzo się cieszę, że pojawił się ktoś taki jak Rogucki. Ktoś kto postawił na nogi rodzimych wymiataczy, ustanowił nowe standardy tekściarskie, podniósł muzyczną poprzeczkę pod nieboskłon.
Hipertrofia. Czekałem na ten album zastanawiając się jaki będzie. Na kilka tygodni przed premierą płyty Trójka grała "zero osiem wojna", a ja zastanawiałem się czy to początek końca Comy...
Listopadowe wydawnictwo zaskoczyło. Hipertrofia nie jest ani lepsza, ani gorsza. Jest po prostu inna. Dwupłytowy koncept album powala stroną liryczną i brzmieniem- zarówno w kawałkach ciężko łojonych, jak i tych z delikatnym bujaniem. Pojawiły się również elektroniczne wstawki - krytykowane przez wielu, wg mnie ładnie wkomponowane. W kontekście całości nawet znielubiona przeze mnie zero osiem wojna brzmi przyzwoicie.
A teraz łyżka dziegciu żeby nie zemdliło od słodyczy :) W listopadzie z wielkimi nadziejami na duchową ucztę pojechałem na promo-koncert Comy w szczecińskim Słowianinie... OK, żeby nie zniechęcać odpuszczę sobie relację (i tak wszystko było pewnie winą pijanego akustyka:).
Zapraszam do słuchania.





i rzecz, przy słuchaniu której zawsze mam łzy w oczach. Comowy monument.

"Znam drogi wiodące do dna, mosty rzucone na wiatr, światło walczące o blask, kształty bez formy i Tym pomiędzy wszystkim to ja, powinienem wybrać lecz jak, każdy dzień daje znak, że zatrzymał się czas Drąży myśli to wściekłość i wrzask, ona zbiera we snach, ona pyta mnie w locie i powstrzymuje czyny by zaplątani w niebo słów. Nie wypełniliśmy się, nie wypełniliśmy się dniem..."



LAO CHE. Płyta "GOSPEL" - za wielu uważana za najważniejsze muzyczne wydarzenie minionego roku. Znakomita muzyka, a przede wszystkim przeinteligentne teksty.
Tematyka miłości, socjo, sacrum wysmożona w niekonwencjonalny, pozbawiony trywialności sposób.
No i szczeciński koncert - w przeciwieństwie do Comy:) - wspaniały.
W dwóch słowach o Lao Che - wielka Rzecz.





Na koniec Porcupine Tree. Zespół, który w minionym roku nie zaskoczył żadnym nowym regularnym wydawnictwem, jednak od kilku lat niezmiennie mnie rozbraja.
Kolejne płyty, najwspanialszy koncert jaki miałem okazje oglądać, mnóstwo emocji, to wszystko czyni dla mnie PT największym zespołem ostatniej dekady (przynajmniej).
Każdy dźwięk każdej z płyt brzmi inaczej o każdej porze dnia i roku. W tej muzyce jest magia, jest wszystko.





sobota, 3 stycznia 2009

Świątecznie, symbiotycznie, emelowo

W poprzednim poście marudziłem, że przejadły mi się druidzkie klimaty, tymczasem podejrzewam, ze nieraz jeszcze będę do nich wracał... No, może w troszkę innym kontekście.
W drugi dzień Świąt błądząc po powiatowych drogach i męcząc "Gospel" Lao Che (jak by nie było tematyka sacrum :) nieopodal trasy Płoty - Golczewo znalazłem kolejną piękną odsłonę mistycznego lasu.
Ogromny stary powykręcany drzewiec a przy nim pojedyncze, ustawione w szeregu... drzewce (zawsze miałem problem z nazywaniem konarzastych :)
Drzewa rosły bardzo regularnie, w szeregu, który w pewnym miejscu załamywał się wyznaczając plac jakby.
Drzewiej :) musiały tam być jakieś zabudowania- dworek, gajówka? Nie wiem, w każdym razie miejscówka z ogromnym potencjałem.
Do głowy wpadł mi pomysł o zrealizowaniu symbiotycznej sesji traktującej u uzdrawiającej mocy drzew. Taki ponowoczesny powrót do korzeni :)
O pomoc poprosiłem Gena, któremu dziękuję za nieziemskie poświęcenie w modellingu (temperatura ok. 0 st) Bidula telepał się jak osika, szczególnie gdy przyszło mu siedzieć na pomalowanej szronem czerwonej kanapie ;)





Znowu nienasycenie. Następnego dnia przy pięknej mlecznej mgle, która utrzymywała się przez cały dzień, wróciłem do mojego Emel. Tym razem w towarzystwie Majki i Bożeny, która ubrała się w trzy-dekadową suknie ślubną swojej siostry.
Realizowaliśmy "mglistą pannę młodą". Chłód był jeszcze dotkliwszy :)





czwartek, 1 stycznia 2009

Nienasycenie

Świadomie lub nie, każdy z nas szuka sposobów ma kreowanie rzeczywistości, poprawę otaczającego nas świata i co ważniejsze - własnego życia.
Czyniąc to większość oddaje się myślom - onirycznym i tym zwykłym, za dnia. Co tchórzliwsi nie radząc sobie z otaczającym spopieleniem uciekają się do bardziej wyszukanych środków... Tak czy inaczej, wszyscy marzymy, realizujemy własne pasje; choćby te muzyczne, fotograficzne...
No właśnie, i tutaj tytułowe "Nienasycenie". Kłania się Witkacy i AM Jopek (której -przyznaje to bez bicia- twórczość w przeciwieństwie do mistrza W. jest mi znacznie bliższa ;)
A w kontekście niniejszego bloga? Otóż fotografie, które popełniałem przez ostatnich kilka lat w Echoprojekcie - mgliste pejzaże, druidzkie lasy i takież bezdroża przestały być dla mnie wszystkim.
Poczułem, że potrzebuje fotograficznego zwrotu przez sztag (od pewnego czasu realizuję już nowe wskazania foto-kompasu :) Niezbędne stały się również słowa; tak by nasycić obrazy i dźwięki...

Mamy dzisiaj 1 stycznia 2009. Nowy Rok. A jak NR, to i postanowienia noworoczne.
Usłyszałem ostatnio w TuBaronie, że psycholodzy stanowczo odradzają PN, albowiem te niezrealizowane przyprawiają o dodatkowe rozterki a nawet depresję!
Póki co, z nałogami nie musze zrywać, "by nie był gorszy niz mijający" też mi wystarczy, więc niech jedynym postanowieniem będzie prowadzenie niniejszego bloga (w razie fiaska może uda się uniknąć deprechy :)
Jaki będzie ten blog (rok?). Nie wiem. Nie bardzo smutny, nie mocno wesoły - z założenia.
Na pewno fotograficzny i muzyczny.
Najlepsze życzenia noworoczne :)